Ksiądz Mihai odprawiał ceremonię pogrzebową dla kobiety, gdy zauważył dziwny pieprzyk na jej szyi, dokładnie taki sam jak jego.
To, co nastąpiło, to podróż odkrywania siebie przez proces żałoby. Czy ksiądz Mihai znajdzie odpowiedzi, których desperacko szuka?
Kościół był cichy, wypełniony ciężkim powietrzem straty. Cienie rzucane przez ogromne świece migotały na marmurowej podłodze, podczas gdy smutni goście w czerni zapełniali ławki, pochylając głowy na znak szacunku.
Elena, znana w całej społeczności jako hojna, ale skromna kobieta, pozostawiła po sobie zarówno znaczny majątek, jak i długotrwałą tajemnicę.
Ksiądz Mihai wziął głęboki oddech, czując ciężar kolejnego pogrzebu, gdy zbliżał się do jej trumny. Nigdy osobiście nie poznał Eleny, ale coś w jej obecności zawsze wydawało mu się znajome, prawie przerażająco znajome.
Gdy się zbliżył, coś go powstrzymało. Było to coś, czego nie potrafił wyjaśnić.
Zatrzymał się, a następnie pochylił, aby rozpocząć modlitwę. Jednak podczas tego spojrzał na jej szyję i zamarł.
Bezpośrednio za jej uchem wystawał mały, purpurowy pieprzyk z jej bladawej skóry. Był niemal owalny, tej samej formy i koloru, jaki miał przez całe życie.
„Jak?” wymamrotał. „Co to oznacza?”
Przeszedł go zimny dreszcz, a jego ręka automatycznie powędrowała do jego własnej szyi. Był bardzo świadomy, że wszyscy się na niego patrzyli, ale nie mógł przestać.
„To niemożliwe,” pomyślał.
Jego serce biło mocno w piersi, gdy wspomnienia zaczęły powracać – zapomniane dźwięki i wydarzenia z lat spędzonych w sierocińcu, z prób znalezienia jakichkolwiek śladów o swoich rodzicach.
Pragnienie, które nosił przez całe życie, obudziło się w nim, szukając odpowiedzi.
„Czy istnieje związek między Eleną a mną?” zapytał siebie.
Po ceremonii, gdy żałobnicy zaczęli się rozchodzić, ksiądz Mihai podszedł do dzieci Eleny. Stały obok ołtarza, podczas gdy córki decydowały, kto weźmie bukiety kwiatów.
Pytanie wisiało mu na ustach, jak modlitwa, której nie był pewien, czy powinien wypowiedzieć.
„Przepraszam, że przeszkadzam,” powiedział. „Ale… muszę coś wyjaśnić.”
„Oczywiście, ojcze,” odpowiedział Jan, najmłodszy syn. „Wszystko, czego potrzebujesz.”
„Chciałbym tylko wiedzieć, czy istnieje jakaś szansa, że Elena… miała dziecko. Inne dziecko, mam na myśli. Wiele lat temu?”
Starszy syn Eleny, Mariusz, skrzywił się i wymienił podejrzliwe spojrzenie z rodzeństwem.
„Przepraszam, ojcze, ale co masz na myśli?” zapytał. „Wiesz coś, czego my nie wiemy?”
„Czy nasza matka powiedziała ci coś w sekrecie? Czy to była spowiedź?” zapytała jedna z córek.
Ksiądz Mihai wziął głęboki oddech i połknął emocje.
„Nie wiem,” odpowiedział, patrząc na Mariusa. „I nie, wasza matka nie przyszła do spowiedzi. Ale mam powody, by wierzyć, że to prawda… Jeśli… jeśli mogłbym poprosić o test DNA, tylko po to, by zakończyć te wątpliwości, byłbym wdzięczny.”
W grupie rozprzestrzeniło się uczucie niepokoju, niektórzy zaczęli się niespokojnie ruszać. Twarz Mariusa skrzywiła się jeszcze bardziej, a wątpliwości były wyraźne na jego twarzy.
„Z całym szacunkiem, ojcze, to brzmi śmiesznie. Wierz mi, nasza matka była kobietą o charakterze. Powiedziałaby nam, gdyby coś takiego było prawdą.”
Ksiądz Mihai niespokojnie zaczął się poruszać.
„Rozumiem,” powiedział. „Tylko że Elena mogła mieć to dziecko, kiedy była bardzo młoda, a choć nie zrobiłaby nic złego, oddając dziecko do adopcji, to dziecko wciąż istnieje.”
Ksiądz Mihai wiedział, że mówi jak ksiądz, ale nie potrafił oprzeć się temu instynktowi. Nauczono go mówić delikatnie i obiektywnie. I nawet teraz nie wiedział, jak walczyć o ten test DNA.
Zamiast nalegać, skinął głową i zaczął się wycofywać, zanim sytuacja się skomplikowała.
„Czekaj,” powiedziała Ana, najmłodsza córka Eleny. Podeszła bliżej, jej wzrok był łagodny, kiedy go studiowała.
„Jeśli myślisz, że to może być prawda, to zrobię test. Ja także chcę odpowiedzi. Jesteś naprawdę tym dzieckiem?”
„Mogę nim być,” odpowiedział ksiądz Mihai. „To ten pieprzyk na jej szyi. Mam taki sam. A kiedy byłem w sierocińcu, starsza pani, która opiekowała się kuchnią, powiedziała, że pamięta moją matkę po pieprzyku na jej szyi.”
Minął długi tydzień, a każdego dnia ksiądz Mihai budził się w środku nocy, wyobrażając sobie, co to by oznaczało, gdyby to było prawdą.
Potem pewnego poranka, list dotarł do rektoratu. Zerwał kopertę, ledwo widząc, z drżącymi rękami, kiedy czytał wyniki.
To była zgodność.
Kilka dni później ksiądz Mihai siedział sam w rektoracie. Odkąd wyniki zostały ujawnione, odwiedził rodzinę Eleny, mając nadzieję, że teraz będą gotowi go wysłuchać, bo były konkretne dowody.
Córki Eleny, jego przyrodnie siostry, były gotowe go zaakceptować w rodzinie, ale bracia nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Wydawało się, że sama myśl o „starszym bracie” była dla nich zbyt groźna.
Nie wiedział, co dalej robić. Nie chciał walczyć o miejsce w ich życiu i rodzinie. Nie chciał narzucać się. Ale przynajmniej teraz wiedział, gdzie jest jego miejsce.
Tylko że… osoba, która miała wszystkie odpowiedzi, już nie żyła.
„Ojcze Mihai?” Delikatny głos starszej kobiety przywrócił go do rzeczywistości. „Jestem Margareta, przyjaciółka twojej matki. Byłam najlepszą przyjaciółką Eleny. Jej córka Ana opowiedziała mi wszystko, kiedy byliśmy u nich na herbacie.”
„Jak mogę ci pomóc?” zapytał.
Jej słowa uderzyły go jak cios. „Twoja matka.” Machnął ręką, zapraszając ją do środka, ledwie wszedł do pokoju, gdy usiedli na przeciwnych fotelach.
Margareta wzięła głęboki oddech, jej oczy stały się mętne.
„Ojcze,” powiedziała, „Elena i ja byłyśmy bardzo blisko, bardziej niż siostry. Opowiadała mi rzeczy, których nikt inny nie wiedział.”
Pochylił się do przodu, jego serce biło mocno.
„Proszę, muszę wiedzieć wszystko. Całe życie zastanawiałem się, skąd pochodzę.”
Margareta smutno uśmiechnęła się.
„Ona zawsze była bardzo ostrożna, nasza Elena. Bała się, co ludzie pomyślą. Ale pewnego lata spotkała mężczyznę, podróżnika, wolnego ducha. Był zupełnie inny niż my wtedy. I powiedziała
mi, że był jak nikt, kogo kiedykolwiek spotkała.”
Ksiądz Mihai zamknął oczy i wyobraził sobie swoją matkę jako młodą, pełną życia kobietę, porwaną przez perspektywę miłości. Nie mówił nic; bał się, że prawda wymknie mu się przez palce, jeśli ją przerwie.
„Nigdy mi tego od razu nie powiedziała,” kontynuowała Margareta. „Gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, była przerażona. Jej rodzina miała oczekiwania.
Dziecko poza małżeństwem zniszczyłoby ją. Więc wymyśliła historię, że wyjeżdża na Biegun Północny, żeby badać pingwiny, jakby to było coś absurdalnego.”
Stara kobieta zaśmiała się i westchnęła.
„Wydawało mi się to absurdalne, ale pojechała. Urodziła cię w tajemnicy i zadbała, żebyś trafił do sierocińca.”
Gardło księdza Mіhai ściśnięło się, emocje były zbyt skomplikowane, by je rozplątać.
„Czy porzuciła mnie, żeby chronić swoją reputację?” zapytał.
„Och, nie, ojcze,” odpowiedziała. „Nie chodziło o reputację, ale o przeżycie. Elena cię kochała. Wiem to. Czasami się tobą opiekowała i przychodziła do sierocińca.”
„Czy pytała o mnie?” zapytał.
„Och, tak,” odpowiedziała Margareta, uśmiechając się. „Trzymała kontakt, jak tylko mogła. Nie mogła być w twoim życiu, ale dbała o to, żebyś był bezpieczny.”
Serce księdza Mіhai złamało się.
„Całe życie myślałem, że mnie porzuciła. A przez cały ten czas… ona… ona obserwowała mnie z daleka?”
„Nigdy cię nie zapomniała. To bolało ją, ojcze. Kochała cię cicho. Musiała to zrobić, bo albo to, albo… kto wie, co by zrobił twój dziadek.”
Końcem tego procesu, rodzina Eleny postanowiła przyjąć księdza Mihai do rodziny z otwartymi ramionami, choć ostrożnie. Ana stała się stałą obecnością w rektoracie, często przynosząc ciastka i muffiny, zawsze gotowa podzielić się więcej o rodzinie Eleny.
Jednego popołudnia, gdy ksiądz Mihai siedział w swoim biurze, Ana przyszła z starym, zużytym albumem ze zdjęciami.
„Pomyślałam, że ci się spodoba,” powiedziała, kładąc album w jego rękach. „To… wszystkie zdjęcia, które mamy po mamie. Może pomoże ci to lepiej ją zrozumieć.”
Następnego dnia ksiądz Mihai stał nad grobem Eleny.
„Wybaczam ci,” powiedział. „I dziękuję, że się mną opiekowałaś.”