Bezdzietna para znalazła niemowlę na ławce🤱

POZYTYWNE HISTORIE

Lika i Nikołaj właśnie opuścili dom swoich przyjaciół, gdzie radośnie świętowano urodziny, i kierowali się do domu. Listopad był już w pełni. W przyćmionym świetle latarni widać było opadające płatki śniegu. Czasami lekki podmuch wiatru popychał je do przodu.

Россиянин нашел на скамейке завернутого в одеяло младенца: Происшествия: Россия: Lenta.ru

„Jaka piękność!” – zawołała kobieta, podziwiając wieczorny krajobraz.
„Dokładnie,” – odpowiedział mąż, obejmując Likę.

Przeszli już pewien odcinek drogi, gdy nagle jego żona się zatrzymała.
„Słyszysz to?” – zapytała Lika Kolę.
„Tak, to płacz dziecka,” – odpowiedział, rozglądając się dookoła.
„Czy ludzie spacerują z niemowlętami o tej porze? Płacz brzmi zupełnie jak niemowlęcy,” – mówiła zaniepokojona Lika.
„Poza tym dziecko jest gdzieś tutaj, ale nie wiem dokładnie gdzie.”

Zatrzymując się, młoda para zaczęła uważnie przyglądać się otoczeniu.
„To dochodzi stamtąd!” – w końcu powiedział Nikołaj, pędząc w stronę miejskiego parku. Tam, na ławce pokrytej śniegiem, znajdował się zawinięty pakunek, z którego wydobywał się płacz.
„Jest taki malutki,” – wyszeptała Lika.
„Ale gdzie są jego rodzice?”
„Myślę, że go tu zostawili,” – stwierdził mężczyzna.

Kobieta delikatnie wzięła dziecko na ręce, a ono natychmiast się uspokoiło.
„Maleństwo, kto ci to zrobił?” – szepnęła Lika czułym głosem.
„Jakie okrutne muszą być jego rodzice, skoro zostawili je na mrozie!”

Wkrótce potem para wróciła do domu. Położywszy dziecko na kanapie, kobieta rozwinęła je i zamarła: przed nimi leżała dziewczynka, ledwie miesiąc życia. Miała na sobie znoszony kombinezon i była owinięta w podartą flanelową kołderkę.

„Musimy ją natychmiast nakarmić, a poza tym wygląda na to, że pielucha nie była zmieniana od wielu godzin,” – powiedziała Lika smutnym tonem.
„Pobiegnę po wszystko, co potrzebne,” – zaproponował mąż.
„Kup mleko w proszku, butelkę i pieluchy,” – powiedziała żona, tuląc rozgrzane niemowlę do siebie. Była bliska łez.

Piętnaście minut później Kola wrócił z zakupami.
„Oto jednorazowe pieluchy, bo innych teraz nie mamy,” – powiedział, stawiając torbę przed żoną.
„No dobrze, teraz cię przewiniemy i nakarmimy,” – ucieszyła się Lika, zajmując się dziewczynką. Jej skóra była cała podrażniona. Kobieta ostrożnie posmarowała jej ciałko kremem dla niemowląt i założyła nową pieluchę. Dziewczynka łapczywie piła mleko z butelki, jakby od dawna nie była karmiona.

„Musimy to zgłosić na policję, bo inaczej mogą nas wziąć za porywaczy,” – zasugerował Nikołaj.
„Nie chciałbym mieć problemów z policją.”
„Masz rację,” – odpowiedziała Lika, kołysząc teraz najedzoną i zadowoloną dziewczynkę do snu.

Wczesnym rankiem do ich mieszkania przybyły służby ochrony dzieci i policja. Z ciężkim sercem Lika patrzyła, jak zabierają dziecko. W ciągu jednej nocy tak bardzo się do niej przywiązała, że rozstanie pozostawiło pustkę. Nikołaj i Lika od siedmiu lat nie mieli dzieci. Lika była raz w ciąży, ale straciła dziecko w czwartym miesiącu. Od tamtej pory para straciła nadzieję na rodzicielstwo. Może to dziecko również straciło swoich prawdziwych rodziców…

Zostawszy sami, Lika i Kola rozmyślali o losie dziewczynki.

„Kochanie, tak bardzo chciałabym znów trzymać ją w ramionach! Jest taka słodka,” – powiedziała kobieta.
„Wiesz, całe to zamieszanie wokół dziecka nawet mi się podobało,” – odpowiedział jej mąż, patrząc zamyślony przez okno. Na placu zabaw matki spacerowały z wózkami. Nikołaj wyobraził sobie Likę wśród tych szczęśliwych matek i uśmiechnął się.

Minęły trzy miesiące. Marzenie młodej pary się spełniło. Władze nie odnalazły biologicznych rodziców dziewczynki. Lika i Kola byli przeszczęśliwi. Kupili wszystko, czego potrzebowała mała: wózek, łóżeczko, ubranka, zabawki i wiele więcej. Nadali jej imię Sofia. Lika dumnie spacerowała po podwórku z różowym wózkiem, rozmawiając z innymi mamami o dzieciach. Nikt nie miał wątpliwości – adopcyjni rodzice zrobiliby dla niej wszystko.

W wieku siedemnastu lat Sofia ukończyła szkołę z wyróżnieniem i planowała studiować pedagogikę.

Po balu maturalnym cała rodzina zebrała się przy stole, by świętować. Nagle ktoś zapukał do drzwi.

„Otworzę, wy, moje dziewczyny, siadajcie,” – powiedział Kola z uśmiechem, idąc do wejścia.

Po chwili wszyscy ujrzeli pijane małżeństwo – mężczyznę i kobietę. Wtargnęli do salonu bez skrupułów.
„Córeczko, gratulacje z okazji ukończenia szkoły!” – powiedziała kobieta w znoszonej szarej kurtce.
„Svetoczko, jesteśmy z ciebie dumni!” – dodał mężczyzna, drapiąc się po głowie, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć.

„Kim jesteście?” – zawołała Sofia, wstając od stołu.
„Dlaczego tu przyszliście?”

„Jesteśmy twoimi prawdziwymi rodzicami, kochanie,” – bełkotała kobieta.
„Ci ludzie znaleźli cię siedemnaście lat temu na ławce w parku.”

Kobieta i jej towarzysz zaczęli witać się z resztą gości, po czym wyszli z domu.

Gdy drzwi się zamknęły, Nikołaj westchnął głęboko.

„Co za zamieszanie narobili!” – wykrzyknęła Lika, otwierając okno.

Sofia spojrzała na swoich rodziców z zaciekawieniem i zapytała:
„Powiedzcie mi, czy to prawda?”

Matka spuściła wzrok.
„Tak, córeczko,” – przyznał ojciec.

Opowiedzieli jej, jak znaleźli ją w parku, na ośnieżonej i zimnej ławce, owiniętą w stary koc, i wszystko, co musieli zrobić, aby załatwić niezbędne dokumenty do jej adopcji.

„Więc… więc, mamo, tato, kocham was jeszcze bardziej!” – powiedziała dziewczyna, prawie płacząc. Uściskała swoich rodziców, wdzięczna, i dodała, że nawet nie chce sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby tamtej nocy to oni jej nie znaleźli w parku.

Czas mijał. Niechciani goście więcej się nie pojawili. Oczywiście rodzina Sofii rozumiała, dlaczego przyszli. Alkoholikom były potrzebne pieniądze na picie. Dlatego chcieli odzyskać swoją biologiczną córkę, którą kiedyś porzucili – tylko dla pieniędzy. Może to by im pomogło… Ale Sofia myślała inaczej. Dziewczyna była głęboko poruszona faktem, że ci ludzie mieli kilkoro dzieci i nie potrafili się nimi zaopiekować. Oczywiste było, że tych nieszczęśliwych rodziców interesowały jedynie pieniądze z zasiłków.

Minęło kilka lat. Sofia ukończyła studia i dostała pracę w szkole. Nigdy nie zapomniała, że gdzieś tam ma biologiczne rodzeństwo. Pewnego dnia postanowiła ich odwiedzić.

Dziewczyna udała się pod wskazany adres w towarzystwie swojego chłopaka. Ona i Weniamin przyjaźnili się od dawna i obiecał jej pomóc. Wkrótce dotarli do półzrujnowanego domu, w którym ktoś mieszkał.

„To na pewno tutaj?” – zapytał zszokowany Weniamin.
„Chyba tak” – odpowiedziała Sofia, wchodząc na podwórko, które od lat nie widziało żadnego remontu.

Zapukali do starych drewnianych drzwi. Po pół minuty dało się słyszeć kroki w środku.
„A jednak nas pamiętacie, co?” – burknęła ta sama niechlujna ciotka. – „No to wchodźcie. A kto to z tobą? Twój narzeczony? Jeśli to twój narzeczony, to trzeba wypić i wznieść toast za jego zdrowie.”

„Jestem narzeczonym, ale nie przyszliśmy tu pić” – odpowiedział poważnie Weniamin.
„To co? Dajcie trochę pieniędzy dzieciom, są głodne, a ja nic nie mam. Ich ojca pochowaliśmy rok temu” – powiedziała kobieta.

W progu innego pokoju pojawiły się oczy dziecka.
„To dla was” – powiedział Wienia, podając dzieciom dwie wielkie paczki cukierków. Chwyciły je natychmiast i zniknęły w swoim pokoju.

Przy stole siedział wychudzony chłopiec. Patrzył na gości z niepokojem i wydawał się zagubiony w myślach.
„To nasz Misza, poznajcie go. Jest nieśmiały, ale dobry. Marzy o nauce” – burknęła ciotka.

Sofia i Wienia podeszli do niego.
„No to się przywitamy?” – zaproponowała dziewczyna, wyciągając do chłopca rękę. – „Jestem twoją siostrą.”

Chłopak spojrzał na nią niepewnie, wahał się przez chwilę, ale w końcu niechętnie podał jej dłoń…

Zabrali Miszę ze sobą. Okazał się bystrym chłopcem. Dzięki pomocy rodziców Sofia pomogła mu zapisać się do szkoły i wynajęła mu mieszkanie w mieście. Ona i Weniamin odwiedzali go codziennie. Stopniowo „ożywał” i rozweselał swoich bliskich zabawnymi żartami.

W domu matki alkoholiczki zostało jeszcze dwoje dzieci – dziesięcioletnie i dziewięcioletnie. Sofia czasem spotykała ich w szkole i przynosiła im duże torby z jedzeniem. Naprawdę było jej żal młodszego brata i siostry, bo ich matka marnowała pieniądze, które dostawali z zasiłków. Dziewczyna zapraszała ich czasem do siebie, aby mogli poczuć się dziećmi i choć na chwilę oderwać się od swoich problemów. Ona i Weniamin zabierali ich do kina, na karuzele, albo po prostu chodzili razem do parku. W końcu ich matka zmarła przez tryb życia, który prowadziła od lat.

Новорожденного ребенка нашли на скамейке в Химках

Nikołaj i Lika okazali się wspaniałymi rodzicami i wkrótce ich rodzina powiększyła się o dwoje kolejnych dzieci. Głównie Kolia i Sofia zajmowali się ich wychowaniem, bo ojciec i córka mieli więcej wolnego czasu. Tak oto Artem i Wasilisa wychowali się w rodzinie zastępczej. Zapomnieli o trudnym dzieciństwie i wyrośli na normalnych dorosłych ludzi. Jako dzieci marzyli o ucieczce ze swojego zrujnowanego domu i od niechlujnej matki, ale jednocześnie bardzo się jej bali. Teraz ich marzenie spełniło się samo.

Co więcej, Artem i Wasilisa zostali doskonałymi psychologami, którzy później otworzyli własny gabinet i mieli stały napływ pacjentów.

Rate article
Add a comment