Pracuję w kawiarni od kilku lat i przez ten czas stałem się częścią tego małego zakątka miasta, gdzie każdy dzień był podobny do poprzedniego, ale zawsze z czymś wyjątkowym.
Szczególnie zapamiętałem jedną klientkę — starszą panią około 65 lat, która przychodziła do nas niemal codziennie. Czasem zamawiała coś do jedzenia, a czasem tylko filiżankę kawy, zatopiona w swoich myślach.
Nikt nie znał jej imienia, a w pewnym sensie stała się częścią naszej kawiarni.
Tego dnia miałem drugą zmianę, jak zwykle od 14:00. Zauważyłem ją — starszą kobietę siedzącą przy dużym stole w rogu sali. Coś było nie tak. Zwykle siadała przy oknie, a dziś… Wyglądała bardzo samotnie.
Podeszłem do niej i przywitałem się.
— Dzień dobry.
W jej głosie było tyle smutku, że od razu zrozumiałem, że coś się stało.
— Co się stało? Dlaczego jest pani dziś taka smutna?
— Dziś są moje urodziny, a jestem sama. Zaprosiłam dzieci, wnuki… ale nikt nie przyszedł. Mają swoje obowiązki, pracę… Nikt nie mógł.
Poczułem ucisk w sercu. Siedziała sama w kawiarni w ten ważny dzień.
— Rozumiem, że to panią bardzo smuci? — zapytałem ostrożnie.
Pokiwała głową i westchnęła, patrząc znów przez okno.
Wiedziałem, że nie mogę po prostu stać i patrzeć. Musiałem coś zrobić. I wtedy wpadłem na pomysł.
— A gdybyśmy zrobili dla pani niespodziankę? Mogę zaproponować coś wyjątkowego – dla naszego najcenniejszego klienta.
Spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
— Co pan ma na myśli? — zapytała, choć w jej głosie czuć było jeszcze nieufność.
Uśmiechnąłem się.
— Spędźmy ten dzień tak, jakby miała pani gości. Niech będą nimi nasi pracownicy, ja również z przyjemnością dotrzymam pani towarzystwa.
Poprosiłem kolegów o krótką przerwę i razem nakryliśmy do stołu. Udekorowaliśmy go kwiatami, dodaliśmy deserów i napojów, a potem zaprosiłem ją do wspólnego świętowania.
Wkrótce poczuła się dużo lepiej. Zaczęła się uśmiechać, a jej spojrzenie nabrało blasku. Gdy spróbowała pierwszego kawałka tortu, jej oczy rozświetliły się jak u małej dziewczynki.