Po odejściu męża zaczęłam się podnosić: znalazłam pracę, schudłam 28 kilogramów, ukończyłam kursy, poprawiłam swoje wykształcenie.
A potem w moim życiu pojawił się człowiek, który pokochał mnie nie za wygląd ani za przeszłość, ale za siłę, którą w sobie odkryłam.
A niedawno były mąż nagle się pojawił. Stał w drzwiach mojego przytulnego domu, z zaskoczonym i jednocześnie wściekłym wzrokiem. Rozejrzał się po otoczeniu, nowym umeblowaniu, zabawkach syna, po mnie – pewnej siebie, zadbanej, promieniejącej.
Pytał, jak żyję, próbował udawać troskę. Ale w jego oczach było tylko jedno – zazdrość. Nie mógł uwierzyć, że udało mi się zbudować to wszystko bez niego.
A wtedy, jak w filmie, do domu wszedł mój mężczyzna. Przytulił mnie w talii i, uśmiechając się, powiedział:
– Kochanie, zamówiłem bilety – wylatujemy jutro. Paryż czeka na nas.
Były mąż zbledł.
A potem dodałam spokojnie, z lekkim uśmiechem:
– Wiesz, miałeś rację, kiedy mówiłeś, że sama niczego nie osiągnę. Ale zapomniałeś, że kiedy kobieta zostaje sama, staje się silniejsza. A najlepszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjąłeś, było odejście.
Odszedł w mil silence. A ja w końcu poczułam smak prawdziwego zwycięstwa.