Niedawno znalazłam dokumenty dotyczące spadku rodziców, kiedy pomagałam tacie w ich domu. Wcale ich nie szukałam – po prostu leżały w jednej z szuflad. Wszystko zostało zapisane mojemu bratu. Ilustracja tylko w celach informacyjnych (istockphoto). Nie jestem osobą, która zazwyczaj martwi się o pieniądze, ale i tak było mi przykro. To nie chodziło tylko o spadek. To były lata poczucia, że on zawsze był na pierwszym miejscu. Chwalili go za najprostsze rzeczy, a ja nie dostawałam uznania za nic. Zadzwoniłam do mamy:

– Tak mnie widzisz? Jestem gorsza od niego, bo jestem kobietą?
Nie próbowała się bronić. Po prostu spokojnie powiedziała:
– Nie, kochanie. Chodzi o to, że masz męża. Twój brat musi dbać o swoją żonę. A ty? Masz już kogoś, kto się tobą opiekuje.
To tylko pogłębiło moją złość. Tak, jestem zamężna, ale z mężem dzielimy wszystko po równo. Oboje ciężko pracujemy. Od ukończenia studiów jestem finansowo niezależna. Sama płaciłam za wszystko – wynajem, rachunki, sytuacje awaryjne. Nawet im pomagałam, kiedy mieli trudności. Ale, najwyraźniej, to nic nie znaczy.

Ostatnio dzwoni do mnie ciocia. Wygląda na to, że mama opowiada wszystkim, jaka jestem „bez serca”, bo zerwałam kontakt. Próbowała wzbudzić u mnie poczucie winy, ale, szczerze mówiąc, nasłuchałam się tego przez całe życie. Czasami zastanawiam się, może przesadzam. Ale w głębi duszy wiem, że to nie jest sprawiedliwe. To nie chodzi o dom ani o pieniądze.

Chciałam po prostu, żeby mnie zauważyli. I proszę, nie zaczynajcie z tym „mężczyzna powinien o ciebie dbać” – to całkowity absurd.







