Wracałam do domu po pracy, zmęczona, ale z przyjemnym uczuciem, że wreszcie zaczyna się weekend. Przy drzwiach czekał na mnie kurier z ogromnym bukietem róż i delikatnych eustom. Zdziwiłam się: mąż rzadko dawał mi kwiaty tak po prostu, bez okazji.
— Dla pani — powiedział kurier i podał mi pudełeczko z małą karteczką.
Położyłam bukiet na stole, wciągnęłam jego zapach i z uśmiechem otworzyłam kopertę. Ale im dalej czytałam, tym bardziej ten uśmiech znikał.
Na karteczce było napisane:
«Dziękuję za wczorajszy wieczór. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką spotkałem. Czekam na nasze kolejne spotkanie.»

Podpis mojego męża.
Na chwilę świat wokół zamarł. Czytałam tę notatkę kilka razy, mając nadzieję, że źle zrozumiałam, że to jakiś absurdalny błąd. Ale pismo było boleśnie znajome.
Okazało się, że kwiaty były przeznaczone dla innej kobiety. I właśnie dzięki temu niefortunnemu przypadkowi dowiedziałam się prawdy — o jego zdradzie, o tym, że wszystkie te „nadgodziny” i „ważne sprawy” były czymś zupełnie innym.

Wtedy zrozumiałam: zdrada zawsze zostawia ślady i choćby ktoś starał się je ukryć, prawda znajdzie sposób, by wyjść na jaw. Nawet przez bukiet kwiatów, dostarczony pod niewłaściwy adres.







